-
Subiektywne wrażenie
-
TOBERMORY 10 Y.O.
Tobermory oznacza „Studnię Marii” Gorzelnia Tobermory posiada w swoim portfolio jeszcze jedną whisky o nazwie Leadig (bezpieczne niebo). Whisky Tobermory to nietorfowana wersja Leadig. Co prawda posiada ona nuty dymne ale do jej produkcji używa się nietorfowanego słodu jęczmiennego.
Gorzelnia miała dość burzliwą historię – często zmieniała właścicieli, pracowała z przerwami lub nielegalnie. Pierwszy właściciel, John Sinclair, zmarł w 1863 i zaraz po tym zaprzestano destylacji. W 1890 nowy właściciel wznowił produkcję a w 1916 gorzelnię przejął koncern DCL. W 1930 gorzelnia przestała destylować na około 40 lat. Przebudowano ją w 1972 i w wznowiono produkcję ale po 3 latach zbankrutowała. Kolejny właściciel, Kirkleavington Propoerty Company, przejął gorzelnię i stracił płynność finansową w 1982. Aby uniknąć bankructwa zarząd gorzelni sprzedał część posesji po zabudowę mieszkalną i wynajął magazyny oraz piwnice. Teraz dojrzewają tam sery i twarogi. W 1993 Tobermory został kupiony przez spółkę Burn Steward, która 10 lat później stanęła na skraju bankructwa i została wystawiona na sprzedaż…
Tobermory zdecydowanie brakuje szczęścia. Nie jest to zła whisky, ale też nie najlepsza. Jest jak najbardziej przeciętna. Historia bardzo mi przypomina whisky Clynelish – przeciętną w smaku i również wiele razy bankrutującą. Może to jest właśnie los whisky bez polotu? Tobermory jest… żadna, ani zbyt słodka ani zbyt torfowa. Smak jest lekki, z nutami owocowymi. W bukiecie można poczuć dym i słód. Można ją spróbować jako whisky bezpieczną – kiedy nie mamy pomysłu na coś konkretnego.
Butelka 0,7 L, 46,3% VOL. Cena około 180 PLN.